
Wiele już powiedziano o różnicy między dobroczynnością a pomocą wzajemną. Dobroczynność ma charakter odgórny i jednokierunkowy, podczas gdy pomoc wzajemna powinna być horyzontalna, wzajemna i partycypacyjna. W praktyce jednak większość dzisiejszych projektów określających się jako pomoc wzajemna pozostaje mniej lub bardziej jednokierunkowymi działaniami mającymi na celu dostarczanie dóbr i usług osobom potrzebującym.
Przyczyniło się to do sytuacji, w której tradycyjne organizacje non-profit zmieniają swoją nazwę, używając języka „pomocy wzajemnej”[w Polsce przykłąddem jest “Fundacja Pomocy Wzajemnej Barka” w Poznaniu - przyp. tłum.], podczas gdy niektórzy anarchiści całkowicie zrezygnowali z tej koncepcji, mając dość retoryki, która według niektórych sprowadza się do twierdzenia, że „pomoc wzajemna jest dobra i radykalna, a dobroczynność jest zła i konserwatywna”.
Czy to wszystko, co dzieli te dwa pojęcia? Jak możemy uwolnić rewolucyjny potencjał pomocy wzajemnej?

Czy to wystarczająco wzajemne?
Czy różnica między dobroczynnością a pomocą wzajemną polega po prostu na tym, że pomoc wzajemna zakłada wzajemność? Jest parę problemów z tym twierdzeniem. Po pierwsze — w świecie, w którym zasoby są tak nierównomiernie rozdzielone, czy pomoc wzajemna jest możliwa tylko między osobami, które mają podobny dostęp do czasu lub zasobów, dzięki czemu są w stanie się odwdzięczyć? Czy pomoc wzajemna to tylko barter w przebraniu? Czy osoby korzystające z pomocy wzajemnej są zadłużone? Jak powinniśmy określić, czy nasza pomoc jest wystarczająco wzajemna?
Seniorka, która poświęciła swoje życie opiece nad społecznością, powinna móc opuścić organizację Food Not Bombs z torbą bajgli, bez oskarżeń o angażowanie się w zwykłą działalność charytatywną. Podobnie powinno być możliwe skorzystanie z pomocy wolontariuszy posiadających wiedzę medyczną, nawet jeśli nie można zapewnić im porównywalnej pomocy w zamian. Ideą pomocy wzajemnej nie jest stworzenie rynku, na którym ludzie handlują usługami wolontariackimi, ale stworzenie wspólnoty, w której wszyscy uczestnicy mogą zaspokajać swoje potrzeby bez stałęgpo rozliczania się. W dłuższej perspektywie celem jest stworzenie sytuacji, w której każdy ma swobodę robienia tego, co najbardziej pragnie, i może dzielić się owocami swojej działalności z innymi bez potrzeby wynagrodzenia. Nazywamy to ekonomią daru.
Kiedy ludzie mogą robić to, co kochają, zamiast zmuszeni do marnowania życia na zadania, które ich nie interesują, potrzebują znacznie mniej, aby czuć się zamożnymi. Natomiast ci, którzy dążą do zysku kosztem innych, odkrywają, że żadne bogactwo materialne nie jest w stanie ich zadowolić.

Ekonomia wymiany postrzega życie jako rywalizację między negocjatorami, którzy manewrują, aby przechytrzyć się nawzajem i przejąć kontrolę nad fragmentami podzielonego świata. Wolny handel, wolny rynek — to oksymorony: tam, gdzie spekulacja może podporządkować sobie wszystkich i wszystko, w końcu nikt nie jest wolny, aby skupić się na czymkolwiek innym. Ekonomia wymiany narzuca jednowymiarową skalę wartości, według której wszystko można wycenić i wymienić. Dzisiaj ta struktura opanowała wszystkie nasze relacje i środki przetrwania. Dlatego tak wiele osób jest ubogich materialnie, społecznie i emocjonalnie.
Gospodarka daru panuje wszędzie tam, gdzie ludzie mogą swobodnie dzielić się rzeczami bez prowadzenia rachunków. W gospodarce daru uczestnicy otrzymują tym więcej, im więcej dają — nie tylko dlatego, że hojność zazwyczaj rodzi hojność, ale także dlatego, że dawanie jest samo w sobie nagrodą. Każdy, kto doświadczył prawdziwej przyjaźni lub uczestniczył w imprezie składkowej, widział, że gdy nadarza się okazja, ludzie z entuzjazmem powracają do tego sposobu relacji.
W tym kontekście „wzajemność” nie oznacza zwykłej wzajemności [jeden-na-jeden, przyp. tłum], ale raczej to, że działania umożliwiają ludziom swobodne dawanie i otrzymywanie, sprzyjając relacjom bez miary.
Jeśli jednak rzeczywiście taki jest nasz cel, to stawia on znacznie wyższą poprzeczkę niż zwykła wzajemność. Aby go osiągnąć, będziemy musieli zrobić coś więcej niż tylko redystrybucja zasobów. Będziemy musieli wzbudzić powszechne poczucie sprawczości i inicjatywy oraz wiarę w wartość dzielenia się — a ostatecznie odzyskać zbiorową kontrolę nad częściami naszego życia i naszego świata, które odebrał nam kapitalizm. Stanowi to lepsze kryterium oceny skuteczności działań w ramach pomocy wzajemnej niż sama liczba przekazanych dóbr.
Poza indywidualizmem
W najgorszym przypadku dzisiejsza pomoc wzajemna jest tablicą ogłoszeń, na której nieznajomi publikują kolejne indywidualne prośby o pieniądze w nadziei na otrzymanie anonimowych darowizn. Biedni ludzie są często bardziej hojni w stosunku do swoich możliwości niż bogaci — ale jeśli pomoc wzajemna oznacza po prostu przekazywanie w kółko tej samej, zniszczonej pięciodolarówki, to prawdopodobnie nie wystarczy to do rozwiązania naszych problemów. Podobnie, jeśli pomoc wzajemna polega wyłącznie na zbieraniu środków, które trafiają bezpośrednio do kieszeni właścicieli nieruchomości i windykatorów, nie przyczyniając się w żaden sposób do walki z ich władzą, może to pomóc nam przetrwać w tym społeczeństwie, ale nie pomoże nam go zmienić.
Jeśli można mieć jakieś zastrzeżenia do obecnej koncepcji pomocy wzajemnej, to jest to fakt, że nie kwestionuje ona w sposób oczywisty logiki kapitalistycznego indywidualizmu. Sam język wydaje się zakładać istnienie odrębnych podmiotów uczestniczących w pewnego rodzaju wymianie: „Skieruję do ciebie moich obserwujących w mediach społecznościowych, a ty przelej mi pieniądze przez Venmo”.
Kapitalizm izoluje nas jako konkurentów w grze o sumie zerowej. Jedną niewidzialną ręką przymusowo prywatyzuje zasoby, które kiedyś były wspólne, a drugą rozbija społeczności, dzieląc nas na samotne jednostki o wzajemnie wykluczających się potrzebach. Dzisiaj wiele osób nie zna niczego innego. W rezultacie potrafią postrzegać pomoc wzajemną jedynie jako środek redystrybucji zasobów między jednostkami, a nie jako sposób na wspólną walkę o zmianę naszego życia. Jednak dopóki wszyscy będą dążyć do indywidualistycznej koncepcji bogactwa, nigdy nie będzie go wystarczająco dużo dla wszystkich.

Dopóki będziemy postrzegać sukces jako indywidualne osiągnięcie, a nie jako dobrobyt naszych społeczności, pozostaniemy odizolowani i wyobcowani, podobnie jak miliarderzy-socjopaci, których staramy się naśladować.
Pomoc Wzajemna może być czymś znacznie więcej niż areną, na której ludzie konkurują, aby uzupełnić swoje zarobki darowiznami. Jest to leczenie objawowe — łagodzenie skutków problemu — podczas gdy my musimy zająć się jego przyczyną.
W najlepszym przypadku pomoc wzajemna nie tylko zaspokaja nasze potrzeby, ale także zmienia nas.1 Powinna poszerzać nasze wyobrażenia o tym, co jest możliwe, i zmieniać sposób, w jaki ustalamy priorytety, na które kierujemy naszą energię, umożliwiając nam wspólne rozwiązywanie problemów. Zamiast walczyć o jałmużnę, musimy budować dobra wspólne, które pozwolą nam prosperować dzięki zbiorowym praktykom.
Właściwie rozumiane dobra wspólne nie są odrębną sumą zasobów. Są raczej konsekwencją zbiorowego zachowania: dobra wspólne powstają jako organiczny wynik relacji międzyludzkich, które nie narzucają sztucznego niedoboru ani hierarchii dostępu i kontroli. W tym sensie dobra wspólne z natury pozostają poza kontrolą biurokracji i państwa.2 Zakres dóbr wspólnych nie jest określany przez ilość zasobów przeznaczonych na ten cel, ale raczej przez skuteczność, z jaką dana społeczność jest w stanie wytwarzać i dzielić się zasobami poprzez egalitarne działania zbiorowe — oraz bronić tych praktyk, najlepiej w sposób, który rozprzestrzenia się zaraźliwie.
Tworzenie dóbr wspólnych powinno również pomóc w rozwiązaniu problemu, który od dziesięcioleci nęka grupy wolontariuszy i sektor non-profit. Proszenie ludzi o poświęcenie się aktywizmowi lub organizowaniu społeczności bez żadnego wynagrodzenia za ich wysiłki zazwyczaj ogranicza zakres osób, które mogą uczestniczyć w tych działaniach, do tych, którzy już są zamożni; ale płacenie ludziom za ich wkład stwarza toksyczną sytuację, w której ludzie konkurują o kontrolę nad zasobami i, podobnie jak w gospodarce kapitalistycznej, nie ma motywacji do podejmowania działań, które nie są opłacalne. To samo dotyczy organizacji non-profit, które są uzależnione od finansowania i dlatego muszą priorytetowo traktować działania zgodnie z tym, co wynagradza rynek, i monopolizować zasługi za projekty, nawet jeśli brali w nich udział inni. Rozwiązaniem są wspólne działania na rzecz tworzenia dóbr wspólnych, które przynoszą korzyści zarówno uczestnikom, jak i wszystkim innym, a im więcej osób w nich uczestniczy, tym więcej mają do zaoferowania. Czy to naprawdę możliwe? Tak. Przyjrzyjmy się, jak to zrobić.

Ilustracja NO Bonzo do książki Piotra Kropotkina Pomoc Wzajemna jako czynnik rozwoju.
Ci, którzy mają problem, sami są rozwiązaniem
Rewolucyjna idea leżąca u podstaw koncepcji pomocy wzajemnej polega na tym, że ci, którzy mają problem, mogą go rozwiązać sami, współpracując ze sobą. Siła tej tezy została dość jasno zilustrowana przez Anonimowych Alkoholików, klasyczny przykład staromodnego stowarzyszenia pomocy wzajemnej. Na pierwszy rzut oka idea, że alkoholicy mogą pomagać sobie nawzajem w rzuceniu picia, może wydawać się nieco optymistyczna dla przeciętnego abstynenta. W rzeczywistości nikt inny nie jest w stanie pomóc im w rzuceniu nałogu: nikt inny nie rozumie wyzwań, przed którymi stoją, ani nie jest tak zmotywowany, aby im pomóc. Miliony ludzi wytrzeźwiały dzięki tej strukturze.
Nie jest przypadkiem, że Anonimowi Alkoholicy są zorganizowani jako całkowicie dobrowolna, samowystarczalna sieć bez żadnych władz, środków kontroli, mediów czy reprezentacji politycznej. Twórcy programu, projektując jego strukturę, czerpali z pism Piotra Kropotkina na temat pomocy wzajemnej, a jego wpływ pozostaje widoczny do dzisiaj.
“Kiedy przychodzimy do AA, odnajdujemy większą wolność osobistą niż w jakimkolwiek innym społeczeństwie. Nie można nas do niczego zmusić. W tym sensie nasze Stowarzyszenie jest łagodną anarchią. Słowo „anarchia” ma dla większości z nas negatywne konotacje. Myślę jednak, że idealista, który jako pierwszy propagował tę koncepcję, uważał, że gdyby tylko ludzie mieli absolutną wolność i nie byli zmuszani do posłuszeństwa nikomu, dobrowolnie zjednoczyliby się w imię wspólnego dobra. AA jest stowarzyszeniem łagodnego rodzaju, jaki on sobie wyobrażał”
— Bill Wilson, współzałożyciel Anonimowych Alkoholików, w “Łagodna anarchia i demokracja”
„Idealistą”, o którym mowa, był Kropotkin.
Anonimowi Alkoholicy mogą wydawać się wyjątkiem w porównaniu z nowszymi organizacjami pomocy wzajemnej. Jednak to raczej nowsze projekty odeszły od pierwotnego ducha stowarzyszeń pomocy wzajemnej. Podobnie jak spółdzielnie robotnicze z XIX wieku, Anonimowi Alkoholicy sprawiają, że każdy uczestnik staje się bohaterem. Osoby z problemami same są rozwiązaniem.
Anonimowi Alkoholicy są pouczający również pod innymi względami. Zamiast wymagać od uczestników nieskazitelnej przeszłości, wychodzą z założenia, że ludzie mogą się zmienić, traktując pomoc wzajemną jako środek umożliwiający im poprawę. Ma to znaczenie w naszej epoce, w której — dzięki mediom społecznościowym i ukształtowanej przez nie neoliberalnej gospodarce — jesteśmy przyzwyczajeni do postrzegania ludzi jako wymiennych. Dzisiaj każdy nieustannie stara się, w każdej interakcji, o zatrudnienie, status, relacje i uwagę — a wszystko to może zostać odebrane przy pierwszych oznakach konfliktu i przekazane innemu konkurentowi.
W przeciwieństwie do pieniędzy, zasięgu w mediach społecznościowych czy CV, relacje, które budujemy poprzez pomoc wzajemną, nie są zamienne; nie można ich po prostu wymienić. Aby warto było je budować, powinny być trwalsze i bardziej niezawodne niż cokolwiek, co może zaoferować rynek. Musimy postrzegać siebie i innych jako osoby, które można doskonalić i które są niezastąpione. Zamiast nieustannie oceniać się nawzajem, aby sprawdzić, kto zasługuje na wsparcie, a kto nie, powinniśmy zacząć od założenia, że dążymy do stworzenia wzajemnie korzystnego kontekstu, w którym możemy wspólnie się rozwijać i budować długotrwałe relacje.
Im więcej osób szczerze angażuje się w sieć pomocy wzajemnej, tym lepiej dla wszystkich uczestników. Pomoc Wzajemna nie powinna być zaszczytem zarezerwowanym dla najbardziej zasłużonych, ale transformującą, zaraźliwą praktyką, która pozwala ludziom identyfikować się ze sobą i postrzegać dobrobyt w kategoriach zbiorowych.

Z niesamowitej książki Setha Tobocmana „War in the Neighborhood”.*
Społeczne jest materialne
W dyskusjach na temat pomocy wzajemnej często słyszymy o dychotomii między zaspokajaniem potrzeb „materialnych” a innymi rodzajami działalności. Niektórzy twierdzą, że ważne jest zaspokajanie potrzeb materialnych ludzi, a nie angażowanie się w działania polityczne lub rozrywkę; inni argumentują, że skupianie się na pomocy wzajemnej jest stratą czasu, ponieważ nie jest wystarczająco konfrontacyjne lub nie buduje zdyscyplinowanych kadr politycznych o wspólnej świadomości.3
W rzeczywistości granice między tymi kategoriami są płynne. Muzyka, przestrzenie społeczne i relacje, sposoby rozumienia świata i rozmowy o tym, co ważne — wszystko to jest niezbędne. Ludzie potrzebują radości, bliskości i sensu tak samo jak jedzenia i schronienia, i często rezygnują z materialnych wygód, aby je uzyskać. Można o tym zapomnieć tylko w obliczu najbardziej wulgarnej formy materializmu.
Nie jest to nowa idea. Nie samym chlebem człowiek żyje.
Jeśli skupimy się wyłącznie na zapewnieniu pożywienia i dóbr materialnych, nie tworząc jednocześnie tętniącego życiem kontekstu społecznego i politycznego, bogatego w relacje, troskę i idee, uczestnicy naszych projektów będą szukać zaspokojenia swoich innych potrzeb gdzie indziej — na przykład w kościołach, autorytarnych partiach politycznych lub „apolitycznych” środowiskach społecznych. Wąskie skupienie się na rzekomo „materialnych” aspektach pomocy wzajemnej pomija to, co naprawdę jest stawką w wszystkich naszych relacjach.
Liczy się nie tylko dostęp do podstawowych potrzeb, ale także to, co oznacza ten dostęp. Uczta, w której wszyscy uczestnicy mają swój udział i jedzą do syta, oznacza, że wszyscy tworzymy tę społeczność. Otrzymanie wypłaty, za którą można opłacić czynsz i artykuły spożywcze, niesie ze sobą inne przesłanie: „Godziny, które poświęciłeś, dały tobie, i tylko tobie, prawo do przetrwania kolejnego miesiąca. Przynajmniej tym razem”.

Rewolucjoniści, którzy żyli przed nami, wyobrażali sobie triumf ruchu robotniczego jako radosne wspólne święto. Projekt Waltera Crane’a na Majówkę 1891 roku.
Zmiana od dołu
Pomoc Wzajemna nie jest więc odwróceniem uwagi od projektu zmiany świata; jest ona fundamentalnym aspektem zmiany świata, tak samo jak zmiana świata jest konieczna, jeśli chcemy rozszerzyć zakres pomocy wzajemnej. Co więcej, idea pomocy wzajemnej implikuje model zmiany społecznej, który jest strukturalnie odmienny od tego, co proponują marksiści, leniniści i inni autorytaryści.
Kiedy autorytaryści mówią o „przejęciu środków produkcji”, mają na myśli, że odgórna biurokratyczna organizacja powinna przejąć kontrolę nad miejscami pracy i decydować o tym, co się w nich dzieje. Innymi słowy, chcą, aby ich własne kierownictwo podejmowało decyzje za pracowników w taki sam sposób, jak robią to szefowie — tyle że tym razem rzekomo mając na uwadze najlepszy interes pracowników.
Istnieje kilka problemów związanych z autorytarnymi ramami. Jednym z nich jest to, że nawet jeśli przywódcy mają naprawdę dobre intencje, jest mało prawdopodobne, aby udało im się podjąć korzystne decyzje w imieniu innych. Najlepszym sposobem na zapewnienie, że decyzje reprezentują interesy osób, których dotyczą, jest upewnienie się, że to właśnie osoby bezpośrednio nimi dotknięte podejmują decyzje. Im szerzej rozłożona jest sprawczość, tym większe prawdopodobieństwo, że wynik procesu decyzyjnego zaspokoi potrzeby jak największej liczby osób. Jest to po prostu kwestia dystrybucji informacji: chodzi o zminimalizowanie stopnia alienacji między tymi, którzy są świadomi danego problemu, a tymi, którzy mogą podjąć działania w celu jego rozwiązania.
Inteligencja nie jest czymś skoncentrowanym w głowie jednego geniusza; nie jest to statyczna cecha, którą można zmierzyć w izolacji. Jest to właściwość sieci; pojawia się w relacjach. Im swobodniejszy przepływ informacji między różnymi punktami widzenia w sieci i im szybciej uczestnicy sieci mogą na nią reagować, tym inteligentniej będzie działać ta sieć.
W przeciwieństwie do autorytarnego modelu zmian społecznych, propozycja antyautorytarna zakłada stworzenie horyzontalnych, zdecentralizowanych form organizacji oddolnej, które przekazują władzę decyzyjną w ręce tych, których decyzje dotyczą w najbardziej bezpośredni sposób. Zamiast struktur odgórnych oznacza to wspieranie sieci pomocy wzajemnej opartych na modelach, które można powielać. Bez ograniczeń i presji ze strony policji i praw własności ludzie w naturalny sposób będą dążyć do sieci, które najskuteczniej zaspokajają ich potrzeby w najbardziej radosny i satysfakcjonujący sposób.
Jeśli staramy się doprowadzić do wyzwolenia, a nie autorytaryzmu, tworzenie projektów pomocy wzajemnej, które mogą zaspokoić potrzeby materialne, nie jest odwróceniem uwagi od projektu decentralizacji władzy i dostępu do zasobów. Jest to raczej niezbędny element rozwoju i propagowania praktyk, dzięki którym ludzie mogą zaangażować się w ten projekt. Niektórzy nazywają to „budowaniem nowego świata w skorupie starego”.
Oznacza to również, że forma tych projektów pomocy wzajemnej ma znaczenie: dynamika, jaką tworzą między ludźmi, jest równie ważna jak zasoby, które zapewniają. Jeśli są one jednokierunkowe, jeśli wspierają tylko tych, którzy znajdują się po stronie „dostarczania zasobów”, nie będą w stanie zasiać ziarna nowego sposobu życia.
„Faktem jest, że życie ludzkie nie jest możliwe bez czerpania korzyści z pracy innych, a są tylko dwa sposoby, aby to osiągnąć: albo poprzez braterskie, egalitarne i libertariańskie stowarzyszenie, w którym solidarność, świadomie i swobodnie wyrażana, jednoczy całą ludzkość; albo poprzez walkę wszystkich przeciwko wszystkim, w której zwycięzcy dominują, uciskają i wyzyskują pozostałych”.
„Chcemy stworzyć społeczeństwo, w którym ludzie będą traktować się jak bracia [sic] i dzięki wzajemnemu wsparciu osiągną największy dobrobyt i wolność, a także rozwój fizyczny i intelektualny dla wszystkich”.
–”Pomoc Wzajemna” (1909), Errico Malatesta

z: “Wojna w sąsiedztwie”, Seth Tobocman.*
Pomoc Wzajemna oznacza opór
Podsumowując — jeśli chcemy w pełni wykorzystać pomoc wzajemną, powinniśmy stworzyć wspólnotę, w której każdy może łatwo wnieść swój wkład i nie ma zasadniczych podziałów między organizatorami a beneficjentami.
Na Naprawdę Wolnym Rynku co miesiąc gromadzą się setki ludzi z różnych środowisk, aby wymieniać się zasobami. Nikt nie śledzi, kto co przynosi. Nawet uczestnicy, którzy mają bardzo ograniczony dostęp do zasobów, przynoszą coś. Anarchiści ustawiają stoły i prowadzą stronę w mediach społecznościowych, ale zdecydowana większość towarów, które zmieniają właścicieli, pochodzi od zwykłych uczestników. Większość uczestników nie identyfikuje się jako anarchiści, ale wiedzą, że uczestniczą w anarchistycznym modelu gospodarczym, dzięki któremu zaspokajają swoje potrzeby. Wszędzie wiszą anarchistyczne transparenty, wyrażające polityczne implikacje tego rodzaju dzielenia się i deklarujące, że więcej aspektów naszego życia można zorganizować w ten sposób.
Poszczególne grupy sojusznicze lub organizacje mogą odgrywać kluczową rolę w takich działaniach — na przykład poprzez ich ogłaszanie i promowanie oraz budowanie infrastruktury niezbędnej do ich utrzymania. Najlepszym sposobem oceny skuteczności tych działań jest jednak pytanie, w jakim stopniu wysiłki te tworzą sytuację, w której inni mogą nawiązać silniejsze relacje z własną sprawczością. Jeśli organizatorzy tworzą przeszkody w podejmowaniu decyzji i działaniach, redukując innych do bierności, nie przyczyni się to do rozwoju projektu pomocy wzajemnej i wyzwolenia.
Jeśli twój projekt pomocy wzajemnej nie tworzy takich więzi społecznych, świadomości politycznej i zbiorowego impetu, które poprowadzą nas w kierunku rewolucyjnych zmian społecznych, problem nie leży w samej pomocy wzajemnej. Problem leży w twoim projekcie.
Kiedy ludzie mówią o „poważnym podejściu” do pomocy wzajemnej, często mają na myśli utworzenie oficjalnej organizacji non-profit. Jest kilka problemów z takim odruchem.4 W dłuższej perspektywie jednostronne świadczenie usług zgromadzi mniej zasobów niż zbiorowe wysiłki, w które zaangażowani są wszyscy; nie chcemy budować systemów patronatu zależnych od zamożnych darczyńców, ale symbiotyczne relacje oparte na solidarności. Formalne organizacje nie mogą przeprowadzać okupacji, wywłaszczać zasobów ani naruszać przepisów — a przecież własność prywatna i kontrola biurokratyczna są właśnie największymi przeszkodami w redystrybucji zasobów na dużą skalę. Zamiast szukać dużych darowizn, powinniśmy starać się zmobilizować dużą liczbę uczestników, dążąc jednocześnie do poszerzenia horyzontów tego, co uważamy za nasze prawo, aby dbać o siebie nawzajem.
Światowy ruch squatterski poprzedniego pokolenia, który nadal kwitnie w Brazylii i wielu innych miejscach, pozostaje inspirującym przykładem tego, jak może wyglądać przejmowanie sprywatyzowanych zasobów i przekształcanie ich w zbiorową siłę. Najpotężniejsze formy pomocy wzajemnej to te, które umożliwiają nam wspólny bunt i podjęcie kroków w kierunku stworzenia zupełnie innego świata.
Zaraźliwa ekonomia daru z ofensywnymi zdolnościami i impetem do budowania zupełnie innego sposobu życia. Walcząca wspólnota, która przyciąga coraz więcej zasobów, stając się ostatecznie nie do pokonania dla swoich wrogów. Oto prawdziwa obietnica pomocy wzajemnej.
Niech ziemia ponownie stanie się wspólnym skarbem dla wszystkich.
Moje wyzwolenie, moja radość, mój świat zaczyna się tam, gdzie zaczyna się twój. Nikt nie może rozkazywać mi, ponieważ sam zobowiązałem się oddać wszystko — i to bezinteresownie, ponieważ tylko tak można dawać.

Pomoc Wzajemna oznacza partycypację, horyzontalność, decentralizację i wzmocnienie pozycji. Grafika autorstwa Jesse Lee..
Uwięziony w Fort du Taureau, Louis Auguste Blanqui czerpie pocieszenie ze świadomości, że gdzieś za oceanem powietrze, które wydycha, jest wdychane przez drzewa brazylijskiej dżungli, przez jego towarzyszy na wygnaniu w Londynie, a nawet przez urzędników, którzy nakazali jego aresztowanie, pomimo ich vendetty przeciwko dzieleniu się. Przypomina sobie, że ta sama woda, którą jego oprawcy racjonują mu w kubku, rozbija się jednak wielkimi falami o mury fortu — że przez setki milionów lat każda kropla tej wody przeszła przez niezliczone żywe istoty, podróżując przez niebo i wracając z powrotem na ziemię. Sam język, którym formułuje i zapisuje te pocieszające myśli, został ukształtowany i udoskonalony przez sto miliardów języków w zbiorowym wysiłku sięgającym początków ludzkości. Wspólnota jest nieunikniona, nieusuwalna. Ostatecznie zatriumfuje nad chwilową pomyłką, jaką jest chciwość.
-
Wyobrażanie sobie, że w jakiś sposób uda nam się przetrwać w zrównoważony i egalitarny sposób w społeczeństwie, które jest niezrównoważone i opresyjne, jest donkiszoterią. Nawet w sytuacji rewolucyjnej nie powinniśmy oczekiwać, że uda nam się przejąć istniejący łańcuch dostaw i wykorzystać go do zaspokojenia potrzeb wszystkich bez wprowadzenia głębszych zmian. To samo dotyczy pragnień i wartości wytworzonych społecznie przez istniejący porządek: nie powinniśmy zakładać, że to, co możemy sobie wyobrazić z naszej perspektywy, uwikłani w społeczeństwo oparte na ucisku i narzuconym sztucznym niedostatku, stanowi wszystko, co może istnieć w życiu. ↩
-
W miejsce dóbr wspólnych liberałowie promują instytucje państwowe. Daje to państwu — strukturze, która nadzorowała pierwotne grodzenie dóbr wspólnych — alibi do kontrolowania zasobów i regulowania działalności w celu zapobieżenia „tragedii wspólnego pastwiska”. W rzeczywistości tragedia dóbr wspólnych polega po prostu na tym, że wszędzie tam, gdzie istnieje wspólny zasób niedostępny na rynku, spekulanci i politycy zawsze będą próbowali przejąć nad nim kontrolę lub zastąpić go duplikatem — a gdy im się to uda, to tylko kwestia czasu, zanim zasób ten zostanie sprywatyzowany lub skomercjalizowany. ↩
-
Możemy szybko obalić argumenty, że ludzie nie zbuntują się, dopóki sytuacja nie stanie się „wystarczająco zła” — a zatem wzajemna pomoc stanowi przeszkodę dla rewolucji — lub że działania w ramach wzajemnej pomocy dają państwu pretekst do wprowadzenia środków oszczędnościowych, dzięki czemu władze mogą ograniczyć usługi socjalne, zakładając, że programy wolontariackie wypełnią lukę. Jeśli chodzi o pierwszy argument, to nie cierpienie samo w sobie skłania ludzi do buntu, ale zrozumienie, że cierpienie jest niepotrzebne — że można coś z tym zrobić. Jeśli chodzi o drugi argument, w obliczu pandemii COVID-19 powinno być jasne, że rządy są gotowe pozwolić umrzeć wielu ludziom, nie ruszając palcem; jeśli nie chcemy ryzykować, że znajdziemy się wśród zmarłych, musimy stworzyć coś, co Czarne Pantery nazwały „programami przetrwania w oczekiwaniu na rewolucję”. ↩
-
Na razie odłożymy na bok prawdopodobieństwo, że pod rządami Donalda Trumpa [czy Karola Nawrockiego - przyp. tłum] organizacje non-profit będą musiały zmierzyć się z coraz większymi wyzwaniami biurokratycznymi, ale warto również wziąć pod uwagę, że im bardziej nasze projekty zależą od istniejącego porządku, tym trudniej będzie je wykorzystać przeciwko niemu. ↩